Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

że macie słuszność. — Prawda, że chętnie skaczemy po kanapie. Mówicie, że kanapa się psuje, że sprężyny się łamią. Nie odrazu, nie zaraz. Kanapa, jeśli nie skakać, przetrwa dziesiątki lat. Wierzymy, chociaż żyjąc lat dziesięć, nie mogliśmy sprawdzić.
Nie pozwalacie tłuc we drzwiach orzechów. Drzwi się psują. To jeszcze dziwniejsze. Drzwi — to dom. Domy są wysokie, mocne, trwają setki lat. A niech i tak będzie.
Nawet na klamkach nie wolno się huśtać, bo choć z żelaza, może się złamać. Dziwne! Żyjemy od niedawna, dopiero się rozglądamy. I wy i cały świat — dziwni jesteście. Ale o złą wolę was nie pomawiamy. Żelazo się łamie? Zgoda.
Ubranie się drze. Niestety.
Szyby się tłuką. I z byle powodu. — One się tłuką — same — nie my. — Świat jest twardy i nieustępliwy. Grzmotnąłem się na ziemię, wyrżnąłem o ścianę, o parapet okna, o szafę, o stół, o kant, o róg — boli, często bardzo zaboli.
I nagle dobry Bóg dla nas, dla dzieci, usłał ziemię białym kobiercem, jak ptak pierzem dla piskląt wyścieła gniazdo. Zielonej trawy w zimie niema i nieprędko będzie. A jeśli będzie, to zagrodzona, i nie wolno deptać. A ze śniegiem wolno robić, co się chce.
Są kule śnieżne niewinne, są złośliwe, są szlachetne, jak karabinowe, podstępne — dum-dum — zakazane przez humanitarne prawo wojny. Są kartacze, bomby i granaty. A dla was wszystko — śnieżki, które tłuką szyby. Trudno: wojna.