niło, jeszcze Metagłupin jest jeszcze Metagłupinem, jak dawniej. Jeszcze żartem, wypadkiem, koligacjami, lub gumowym grzbietem, wielcy — dzierżą w swoich dłoniach zakatarzoną, astmatyczną, rozwolnioną lub chrapiącą przez sen uliczną Opinję i duży połeć prasy metagłupińskiej. Jeszcze, powiadam, pozornie wszystko w porządku, ale czujne ucho rozpoznaje już zgrzyty, chwyta przykre pomruki, coś, panie tego... tam do licha... co to będzie?
Szczególniej w sztuce... tam do licha... Jacyś malarze, których zdusić nie można... Jacyś publicyści, pisarze.., Tam do licha... co to będzie?..
Coraz trudniej... Trzeba się już chwytać albo kompromisów, albo paszkwilu... Jedno i drugie dość przykre... Szczęście, że w nauce jakoś cicho, chociaż i tu nawet..! Dobrze, że w firmach... Nie: nawet i tu... Dobrze, że w muzyce... Tfu! I tu znów... Wszędzie... wszędzie!..
Gore, goreee?.. Ile tam Metagłupin ma oddziałów straży ogniowej?.. Wszystkie — jazda!.. Goreeeee!..