— Mamusiu, co to jest «psiakrew»?
Matka dostała spazmów.
— Zgubiono mi dziecko, skalano, zdeprawowano — wołała wśród płaczu.
Kazano Ździsiowi wypłukać usta eliksirem i raz na zawsze zabroniono mu nie tylko mówić, ale myśleć nawet o czemś podobnem.
— Jeżeli Ździś raz jeszcze powie coś podobnego, to Ździsiowi język odpadnie, a mama umrze.
Mama pytała:
— Dziecko ukochane, dziecko nieszczęsne — gdzie usłyszałeś ten ohydny wyraz?
— W szkole.
Mama pytała:
— A któż powiedział ten ohydny wyraz?
— Kolega.
Matka wsiadła w dorożkę na gumach i w koronkowej zarzutce pojechała do dyrektora szkoły.
— Żądam — wołała — by ten chłopiec, który szerzy zepsucie w klasie, był wydalony natychmiast.
— A cóż on takiego powiedział? — zapytał dyrektor.
Matka Ździsia przysięgła, że za nic w świecie nie ośmieli się wypowiedzieć zbrodniczego wyrazu. Stanęło na tem, że napisze na skrawku
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.