Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

bo fabryki, albo banku, albo wszystko jedno czego, byle nie potrzebował pracować, ani stykać się z ludźmi źle wychowanymi.
Jedną z dziewczynek Ździś nazywał swoją narzeczoną i za własne pieniądze kupił jej bukiet. Rodzice dziewczynki trochę się śmieli i trochę byli zadowoleni z afektów starannie wychowanego Ździsia który nic sam nie brał, tylko o wszystko prosił, ale się nie napierał.
Kiedy Ździś miał lat piętnaście, pozwolono mu po raz pierwszy wyjść na ulicę w towarzystwie owego starannie również wychowanego chłopca — bez kogokolwiek ze starszych osób. Dla upamiętnienia tego znamiennego dnia wzięto go wieczorem na operetkę.
O, Ździś był już wówczas zupełnie dojrzałym młodzieńcem, starannie wychowanym i nad wiek rozwiniętym, tylko anielsko naiwnym.
Zapytał raz matkę w Dolinie Szwajcarskiej:
— Dlaczego niektóre panie przychodzą tu same, a potem dopiero przysiadają się do stolików swoich mężów i tak wesoło rozmawiają?
Mama odpowiedziała:
— Dla żartów te panie tak robią.
Mama cieszyła się, że do szesnastego roku życia uchroniła biel konwalji — Ździsia, opowiedziała z tryumfem o owym wypadku dwunastu ciociom, i nazajutrz jedna z cioć wzięła Ździsia w nagrodę