na operetkę i sama wieczorem odstawiła go aż do mieszkania do samego przedpokoju.
Ździś bardzo wiele czytał, ale wielu rzeczy wcale nie rozumiał, więc czytanie zepsuć go nie mogło.
Ździś sześć razy dziennie jadał mięso, bo był blady, mimo spacerów z mamą albo guwernerem.
Ździś mówił po francusku, jak Coquelin, deklamował, jak Kotarbiński, grał na skrzypcach, jak Barcewicz, tańczył, jak Krzesińska, a ułożenie i ruchy przypominały Ludwika XIV zupełnie...
I ja mam jeszcze wierzyć w wychowanie, gdy dowiedziałem się od zupełnie wiarogodnej osoby, że Ździś, mający dziś lat dwadzieścia sześć, przegrał w klubie w karty bardzo znaczną sumę, sfałszował podpis ojca, zdefraudował powierzoną mu sumę i drapnął niewiadomo gdzie, w dodatku podobno nie sam?
Nie — nigdy, przenigdy!..