Winna być zdrowa — to grunt. Silna, zwinna, roztropna, wesoła, młoda, ładna, niewinna, i będzie taką, jeśli za radą naszą pójść zechce.
Winna być niewinna, rzekłem, ale i uległa woli chlebodawców! Pozatem może pozwolić się uszczypnąć w policzek rzeźnikowi, o ile ten wzamian da jej pierwszą krzyżową nie od ogona i kość na dokładkę.
Winna być niewinna, powtarzam. Czyż nie ona pozostaje z dziećmi, gdy rodzice wychodzą wieczorem? Czyż nie ona odprowadza panienkę z pensji lub na pensję, z tańców, lub na tańce, z kinderbalu, lub na kinderbal? Ooooo! to zaufanie, którem darzą ją chlebodawcy — czyż nie jest alpejskim nektarem elektrycznej wibracji szczęścia dla astralnej istoty?!
Astralna służąca winna mieć słuch i wzrok tak wysubtelnione, by najcichszy rozkaz słyszała i najmniejszy pyłek pod najciemniejszą szafą, w najodleglejszym kącie o zmierzchu, zarówno jak najlżejszy cień niezadowolenia w oczach swych chlebodawców, widziała. Winna być zarazem głucha i ślepa na to wszystko, co dotyczy tajemnic domu. Niemą winna być zawsze, zato wymowną na targu, w walce zażartej z przekupkami i w sklepikach.
— Czy wszystko?
— Nie — odpowiadam bez wahania.
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.