— Kto ma mnie znowu brać na języki? Kto jest panną na wydaniu? — wzrasta moje zdumienie.
— Ty... ty jesteś panną na wydaniu.
— Ja?
— Ty!
Spoglądam po sobie, i lodowy pot występuje mi na czoło. Widzę, że jestem ubrany w suknię do ziemi. Chcę odetchnąć: gorset mnie gniecie. Chcę ręką dotknąć czoła: palce plączą mi się w grzywce. Kie licho?
— Ja nie chcę być panną na wydaniu — wołam, blizki płaczu.
— Stało się — mówi mateczka.
— Ależ, moja mamo, mama przecież rozumie, że to nie ma najmniejszego sensu.
— Dziecko moje, ja sama wolałabym, żeby było inaczej.
— Ależ ja się na to żadną miarą nie mogę zgodzić.
Mateczka wykonała ręką jakiś niezdecydowany gest poddania się, czy rezygnacji — i rzekła:
— Obowiązki kobiety są wzniosłe i szczytne.
— Ależ to bardzo wszystko piękne, tylko że mnie to nic, a nic nie obchodzi.
— Przyzwyczaisz się, najdroższe dziecko moje, i wiem, że mi wstydu nie zrobisz i do grobu mnie nie wpędzisz swoim postępowaniem. A te-
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.