Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.



Posada.


Od czterech miesięcy nie miałem posady.

— A co mnie to może obchodzić? — zapyta obojętny czytelnik.
Wiem, że ten tylko współczuć może ze mną po przeczytaniu tego wyznania, kto w rok po ślubie był ojcem dwojga dzieci — bliźniąt (całe szczęście, że nie trojaczków); kto sprzedał wszystko, co, nie będąc drogą pamiątką, posiadało pewną wartość; kto w życiu swojem zmuszony był ze sto razy zawołać w biurze stręczenia posad: «złodzieje jesteście, bierzecie pieniądze, a nie dajecie żadnej gwarancji, że po zapisie klijent wasz otrzyma jakąkolwiek, najmarniejszą choćby posadę»; komu odpowiadano w podobnem biurze: «proszę się uspokoić, bo poproszę pana o usunięcie się z naszego biura»; kto odpowiadał: «to nie biuro, tylko jaskinia, nora, pieczara»; do kogo wreszcie zbliżał się szwajcar i mówił: «proszę, niech pan będzie łaskaw wyjść». Ten tylko współczuć ze