mną może, kto codziennie trzy godziny wystawał przed szafką kurjera, notował adresy, aby potem piętnaście razy słyszeć: «już zajęte miejsce», albo: «będziesz pan otrzymywał sto rubli rocznie, jeżeli znasz siedm języków europejskich, trzy azjatyckie i dwa afrykańskie, jeżeli posiadasz pan stenografję, buchalterję podwójną z haczykami, albo potrójną z kruczkami i t. d.». Ten tylko współczuć ze mną może, kto przeklął po trzykroć, czterykroć wszystkie lombardy, kantory mamek, biura komisowe, tanie kuchnie, wszystkie te instytucje, które udzielają pożyczek «z zapewnieniami, poręczeniami i zabezpieczeniami», kto powiedział sobie «niema na świecie przyjaźni; niema przysług, dobroci, nic, tylko wilki».
Tak właśnie ja mówiłem i już miałem zamiar założyć coś «na własną rękę», naprzykład biuro stręczenia posad, już nawet maczałem pióro w kałamarzu, aby zacząć pisać podanie, gdy wpadł do mego pokoiku Władek rozpromieniony, z butelką w ręku.
— Dzień dobry państwu!
— Ciszej do licha, bo dzieciaki pobudzisz.
Wściekły byłem na jego humor.
— Ci-ci-szej — szepnęła żona.
— Ci-cho! syknęła mamka dwojga bliźniąt.
— Więc, widzisz, rzecz się tak przedstawia, mam dla ciebie posadę.
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.