I baby lizały... lizały... lizały mnie... i psuły mi cerę. Oglądały mnie, poprawiały włosy, stanik, pasek, oczy, nos, wszystko.
A ja?
Na jawie ja byłbym się wściekł. Ja wam zupełnie szczerze i bez przesady mówię: wściekłbym się, pokąsałbym mateczkę, krawcowę, cerę, ciotki, wszystkich bym pokąsał.
— Mateczko — powiadam — czy ja, do choroby, już całe życie tak samo?
— Dziecko najdroższe, przyzwyczaisz się.
— Ale ja się nie mogę przyzwyczaić, ja nie chcę się przyzwyczaić. Jeżeli mnie mama chciała trzymać w klatce, to nie trzeba mnie było uczyć czytać — albo trzeba mi było dać coś takiego, coby mi w domu czas zapełniało.
— Dziecko najdroższe, masz fortepian.
— Ja nienawidzę muzyki, ja pluję na muzykę, ja chcę grać w bilard.
— Dziecko, co ty mówisz?
— Ja chcę pić wódkę, palić papierosy, pojechać na uniwersytet, obciąć sobie włosy i mieć dziecko.
Mateczka nie zemdlała.
— I zapowiadam mamie, że od dziś na każde pytanie ciotek stale będę odpowiadała jeden wyraz: «akuszerka». I już.
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.