— Teraz zechciej pan wyjaśnić, dlaczego pańska maszynka benzynowa nie eksplodowała nigdy?
— Umiałem się z nią obchodzić.
— Tak, nie można jednak zaprzeczyć, że przy największej nawet ostrożności stać się mogło nieszczęście.
— Rezerwuar mógł pęknąć.
— Dlaczego więc nie pękł?
Tu pan Jan spojrzał na mnie wzrokiem, tak pełnym przerażenia, żem się aż zdziwił, i rzekł drżącym głosem:
— Czy pan w ten sam sposób chce rozważać wszystkie przyczyny z powodu których konie mnie nie przejechały, sufit się nie oberwał, pociąg nie wykoleił?
— Rozumie się, panie Janie.
— Ależ ja zmysły stracę.
Spojrzał na mnie błagalnie. Poczułem współczucie dla swej ofiary.
— Niech więc i tak będzie. Poprzestaniemy na tem, co już powiedziane. Musi mi pan jednak przyznać, że istnieje nieskończona ilość przyczyn, które złożyły się na to, że pan nie umarłeś.
— Zgadzam się: w rzeczy samej — nieskończona ilość.
— A pan rozumiesz, co znaczy: nieskończoność?
— Rozumiem. To znaczy: więcej, niż sto.
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.