Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

czyny, którym zawdzięczają swe istnienie: pański ojciec, panie Janie, i pańska matka.
— Ależ tak, to wcale końca nie będzie.
— Więc rozumie pan teraz, co znaczy nieskończoność?
— Rozumiem: dwie babki, ze strony ojca i matki, i dwaj dziadkowie, a potem już cztery prababki i czterej pradziadowie, potem po osiem prapradziadków i praprababek, potem trzydzieści dwa praprapr... Daj mi pan szklaneczkę wody.
Służę panu, panie Janie... kochany panie Janie... To przejdzie.
— No już... Ale przestań pan.
— Już skończyłem... Przejdziemy teraz do innej dziedziny... Gdybyś pan nie oddychał przez kilka minut, czy mógłbyś pan żyć?
— Udusiłbym się.
— A gdyby pan nie jadł przez tydzień, lub dwa tygodnie?
— Bój się pan Boga: po dwóch dniach umarłbym z głodu.
— Więc, pan, pański ojciec i matka, babka i dziadek, oddychali, jedli. Więc żyjesz pan dlatego, że pan oddychasz i jesz.
— Żyję dlatego, że oddycham i jem.
— A czem pan oddychasz?
— Powietrzem... płucami, bo ja wiem wreszcie.