zacznę. Nie wiem, kto pan taki, czy modernista, czy secesjonista, czy biały, czy czerwony.
— Ach, tak... Ja jestem w kratkę — rzekłem z bolesną ironją.
— A ja się boję ludzi w kratkę — rzekł.
Wstał i poszedł.
I gorycz zalała mą duszę.
«Więc na to, by ktoś życzliwie dłoń ci uścisnął — niedość być człowiekiem o miłującym sercu; więc na to trzeba wywiesić koniecznie szyld swoich przekonań i upodobań artystycznych, społecznych, politycznych i wszelkich innych. Jak bardzo odbiegliśmy, a może dopiero dobiegamy do tego okresu, gdy słońce tulić będzie bratnie serca ludzkie».
I łzy stanęły mi w oczach.
I przez łzy zobaczyłem chłopaczka, pięcioletniego może, który mi się przyglądał.
— Jak się nazywasz malutki? — zapytałem.
— Janek — odpowiedział malec.
— Powiedz mi, Janku — nawiązałem rozmowę — czy ty także masz w swym małym serduszku kasztę, gdzie ludzie, jak czcionki drukarskie, posortowani są podług kolorów, zabarwień i odcieni?...
— Mój tatuś ma taką samą laskę, jak pan — odpowiedział malec.
— O dziecię — mówiłem — to naiwne zda-
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.