Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

nie starczy mi za odpowiedź. Ty dzielisz ludzi tylko na dobrych i złych, których odróżniasz proroczą intuicją dziecka. Ale przyjdzie życie i nauczy cię...
— Mamusia wyrzuciła mademoiselle, bo ona poszła i nie wróciła na noc — zaszczebiotał Janek.
— Tak, moje dziecko, tak.
I taka żałość ogarnęła mną, żem malca pocałował w czoło.
W tej chwili zbliżyła się ku nam niewiasta.
— Janek, chodź mi zaraz... Jakiem prawem pan mi dziecko liże?
— Pocałowałem je w czoło.
— To jest brutalna niedelikatność obce dziecko całować... Zarazisz mi pan dzieciaka i unieszczęśliwisz na całe życie!
Janek dostał w kark, mnie łzy w oczach stanęły. I mimo goryczy, która duszę mą przepełniła — przyznałem matce słuszność. Ona mnie nie zna...
Usiadła obok mnie dziewczyna upudrowana.
— Czy można do pani przemówić? — zapytałem.
— Oj, oj! — odparła i przysunęła się bliżej.
— Powiedz mi — zacząłem smutnie — powiedz mi, czy ta świeżość budzącej się do nowego życia natury, nie przypomina ci twego dzie-