Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

ców, żeby zaczepiać niedorostków, na to trzeba być cynikiem w najgorszym gatunku. Maniu, Zosiu — wracamy do domu; dosyć tych spacerów...
Załkała srebrna struna ostatnim jękliwym akordem, i skonała moja wiosenna pieśń miłości.
Słońce w dalszym ciągu świeciło na niebie bez chmur, ale już mi ludzie nie byli braćmi, niczyjego serca życzliwego nie pragnąłem...
O pieśni! uczyniłaś mnie złodziejem kieszonkowym, nerwowym, ajentem śledczym, trędowatym, idjotą i cynikiem, bom się garnął do ludzi...
Gdybym był modernistą, zakończyłbym niniejsze opowiadanie tak:
«Czarny kot... Oko Ramzesa... Hydra... Cykuta... Życie... Siedziałem na ławie samotny, jak piorun... Słońce sypało na mnie sadze zwątpienia».
I byłby nastrój.