Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

A stary pyta obłudnie.
— No, i poco to to dla mnie, starego?
Albo tylko dziękuje.
A tam gdzieś u rejenta spoczywa papier, który ma zwalić wszelkie nadzieje, który ma dowieść, że podstęp w duszy ludzkiej rozrosnąć się może do potwornych rozmiarów: stary dziewięć dziesiątych przeznacza na cele dobra ogólnego.
Znam tragedje podobne.
— Jakiem prawem ten człowiek rozporządza majątkiem swych spadkobierców; jakiem prawem zmusza on ich do ofiar na cele, przez siebie upatrzone. Jakiem prawem zbiera zaliczki w formie życzliwości, usług a nadto prezentów? Jakiem prawem sprowadza on klątwy na instytucje, przez siebie obdarowane, skądinąd pożyteczne bardzo i zasługujące na cześć i błogosławieństwa?
(Może taka klątwa właśnie ciąży na instytucji kolonji letnich, że nie może wysłać, z powodu braku funduszów, takiej liczby dzieci, jaką należy i pragnęła?)
I znów muszę nadmienić, że nikogo nie chcę urazić, że legaty uważam za bardzo pożądane przedsięwzięcia, że daleki jestem od twierdzenia, by każdy zapis dobroczynny miał głosić: «naści, niebożę, co mi już służyć nie może». Idzie mi tylko o wszechstronne wyświetlenie kwestji.
Boduen był dobroczyńcą, a nic po śmierci nie