— A owych malców rocznych i trzyletnich widzę, jako dorosłych mężczyzn — ojców i dorosłe już matki — kobiety.
— I to panu odbiera apetyt? zauważył ktoś ironicznie.
— I widzę, jak oni za krótkie lat trzydzieści będą zajadali kurczęta, zabawiali się flirtem, zajmowali synekury, urządzali bale i koncerty, nosili tiulowe suknie z dyskretnemi dekoltami; będą czytywali gazety i głupie powieści i prowadzili płytkie rozmowy... Ten dwuletni Kazio, czy Jasio, będzie wywąchiwał duże posagi, a dzisiejsza dwuletnia Mania, Zosia, Jadzia czy Helcia będzie starała się na wędkę swych wdzięków pochwycić rybkę — sukniodajnego męża... Ten roczny Józio, Stasio, czy Władzio będzie umizgał się do leciwych mężatek i pożądliwie uganiał za łatwemi zdobyczami na bruku wielkiego miasta, a złotowłosa, szczebiocąca dziś zabawnie Jania, Henia czy Bronia będzie może pokutowała za kawalerskie grzechy męża.
— Panie, tego za wiele!
Sześć zupełnie zgorszonych osób usunęło się od stołu.
— I czegóż się państwo oburzacie? Nie mówiłbym wam tego, gdybyście mnie tak solennie nie zapewniali, że rozumiecie co znaczy wygłaszany przez was frazes: dzieci — to przyszłość na-
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.