coś więcej nad dwie ręce do podawania obiadu i brania zapłaty i napiwka. Co jednak dziwniejsze: zauważyłem, że kelner ma smutny wyraz twarzy.
— Nie wyspałeś się, czy jesteś pijany? — zapytałem pojednawczo.
— Nie, panie, żona mi chora.
— Jakto — żona?
— Moja żona, proszę pana, jest chora.
— To ty masz żonę?
— Tak, proszę pana — i dwoje dzieci; a to właśnie teraz, to trzecie.
Patrzcie państwo: kelner ma nietylko nos, oczy, uszy, ale i żonę. No, że ma uszy, to jeszcze nic dziwnego: żeby słyszał gdy na niego dzwonią. Że ma tam nos i oczy, to jeszcze można się z tem pogodzić. Ale po co kelnerowi, u licha, żona i dzieci, i jak to się do niego wzięło?
Postanowiłem rzecz wyświetlić.
— Więc powiadasz, że masz żonę i dzieci? No i jakże to ty masz tę żonę?
— Ha, zakochał się człowiek, ożenił, i ot — pan przecież wie, jak to jest?..
— Wiem; no wiem. Juści, że wiem, ale... I zakochałeś się, powiadasz?
— Et, co tam o tem gadać.
— Ale zaczekaj że. To mnie zaciekawiło... I cóżeś ty jej powiedział, jakeś się zakochał?
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.