— Sześć.
— Mało: osiem.
— Dużo: siedem?
— Dobrze. Od kiedy?
— Od jutra.
I dzieci moje zaczęły się uczyć...
Pierwszy miesiąc: nie zmądrzały jeszcze.
Drugi miesiąc: uciekają od książek.
Trzeci miesiąc: biorą baty.
Czwarty miesiąc: straciły apetyt.
Piąty miesiąc: blade, oczy napuchnięte od płaczu, zgłupiały do cna.
Pięć razy po siedem rubli równa się trzydzieści pięć rubli...
— Pozwoli pani, że będę siedział przy lekcji i posłucham, czego to pani uczy?...
— Bardzo proszę.
Siadam. Słucham.
— Dzieci, weźcie kajety. Napiszemy dyktando.
Dzieci biorą kajety i piszą dyktando.
— Zaczynam:
«Babka patrzy przez lupkę na mapkę. Bąk się zląkł i uciekł z łąk. Dziecko się maże, że ojciec każe, aby aptekarze nie byli w barze. Kózka podarła Józce bluzkę. Handel herbatą i haftkami narobił na huśtawce hałasu. Nie wierz, że
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.