ale do nauki, to ani w ząb. Ja wzięłam tak tylko dla przykładu. Ile jest dwanaście razy dwanaście?
— Trzysta.
— Źle.
— Bo ja to wziąłem tylko dla przykładu.
— Będziesz sobie żarty ze mnie stroił, smarkaczu? Przepiszesz za karę na jutro cztery stronice z książki. No, a ty co powiesz?
— Jaaa?
— Tak: ty. Ile jest dwanaście razy dwanaście?
— Cztery.
— A dwa razy dwa?
— Także cztery.
Bardzo dobrze. Za karę zrobisz na jutro mnożenie: dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćdziesiąt dziewięć przez 99,999,999.
Nauczycielka wstaje. Dzieci popłakują.
— Widzi pan, co to się trzeba namęczyć, nagadać? Aż w gardle zasycha.
— A tak: babka, babki. Ale wie pani: babce, kogo widzę? babkę... że ta nauka: babką, o babce... to mi dzieci: babki babek... do grobu wpędzi: babkom, babkami, o babkach.
— A panu się zdaje, że nauka, to co? Ja uczę tak, jak trzeba. Pan sądzi, że ja — to co?
Strona:Janusz Korczak - Koszałki Opałki.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.