Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

werki i ognie bengalskie. Z rakiet na niebie sypały się gwiazdy czerwone, niebieskie i zielone. Było ślicznie.
I zaczęły się bale, teatry, w dzień wycieczki za miasto, gdzie były śliczne wysokie góry, zamki w lasach starych, potem polowanie, potem przegląd wojska, znów obiad galowy, znów teatr.
Wnuki i wnuczki starego króla chciały oddać Maciusiowi wszystkie swoje zabawki. Dostał dwa prześliczne konie, małą armatę z prawdziwego srebra, na własność dostał nowy kinematograf z najładniejszemi obrazami.
Aż przyszło najpiękniejsze: cały dwór pojechał samochodami do morza, gdzie się odbyła na niby bitwa morska. Maciuś pierwszy raz w życiu jechał admiralskim okrętem, który nazwano imieniem Maciusia.
Tak całych dziesięć dni goszczono Maciusia, który chętnie byłby został dłużej, ale musiał jechać do drugiego króla.
Był to właśnie król, którego Maciuś uwolnił z niewoli. Ten król był biedniejszy, więc skromniej przyjął Maciusia, ale jeszcze serdeczniej. Ten król miał dużo przyjaciół między dzikimi królami i zaprosił ich razem z Maciusiem. Tu Maciuś miał bardzo ciekawe bale, gdzie byli murzyni, chińczycy i australczycy. Jedni byli żółci i mieli warkocze, inni znów czarni, i w nosie i w uszach nosili ozdoby z muszel i kości słoniowej. Maciuś się bardzo zaprzyjaźnił z tymi dzikusami, od jednego dostał cztery śliczne papugi, które mówiły, jak ludzie, od drugiego dostał krokodyla i węża boa w szklanej ogromnej klatce, a od trzeciego