dwie nadzwyczaj ucieszne małpki tresowane, które umiały takie śmieszne sztuki, że Maciuś śmiał się, ile razy na nie spojrzał.
Tu właśnie widział Maciuś ten największy na świecie ogród zoologiczny, gdzie były ptaki–pingwiny, podobne do ludzi, białe niedźwiedzie, żubry, wielkie indyjskie słonie, lwy, tygrysy, wilki, lisy aż do najmniejszych stworzonek lądowych i morskich. Co ryb rozmaitych, co ptaków różnokolorowych. A małp samych było z pięćdziesiąt gatunków.
— To wszystko podarunki moich afrykańskich przyjaciół — mówił król.
I Maciuś postanowił koniecznie zaprosić ich do swojej stolicy, żeby mieć też taki ogród. Bo jeżeli jemu się tak podobają zwierzęta, więc pewnie i wszystkim dzieciom.
— A no, trzeba jechać. A szkoda. Co też ten trzeci król mi pokaże? W jego stolicy jest właśnie ogromny dom, o którym Felek wspominał.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.