Kiedy nazajutrz Maciuś pragnął wrócić do tej rozmowy, król nie chciał już mówić. Za to objaśnił mu dokładnie znaczenie parlamentu. Był to naprawdę ogromny i piękny dom, we środku podobny trochę do teatru, a trochę do kościoła. Na podwyższeniu siedzieli panowie przed stołem, tak jak w jego pałacu podczas narady. Tylko tu jeszcze było strasznie dużo foteli — i tam siedzieli różni panowie, i z nich wychodzili mówcy i wchodzili jakby na ambonę, i tak mówili jakby kazanie. A naokoło były loże, i w tych lożach różni znów ministrowie. A z boku przy wielkim stole siedzieli tacy, którzy pisali do gazet. A wyżej publiczność. Akurat kiedy weszli, przemawiał ktoś bardzo gniewnie do ministrów:
— My nie pozwolimy — krzyczał i bił pięściami. Jeżeli nas nie posłuchacie, nie będziecie więcej ministrami. Nam potrzeba mądrych ministrów.
Drugi mówił, że ministrowie są bardzo mądrzy i innych nie potrzeba.
Potem się pokłócili, zaczęli wszyscy krzyczeć. Ktoś jeden krzyknął: „Precz z rządem“, inny: „wstydźcie się“. A kiedy Maciuś wychodził już z sali, krzyknął ktoś: „Precz z królem“.
— Dlaczego oni się pokłócili?
— Bo im źle na świecie.
— A co będzie, jak naprawdę wyrzucą ministrów?
— Wybiorą innych.
— No, a ten co krzyknął: „precz z królem“.
— On zawsze tak krzyczy.
— Warjat?
— Nie. Tylko nie chce króla.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.