król może tylko na zaproszenie jechać za granicę, a jak sam sobie chce być, musi udawać, że nie jest królem.
Dla Maciusia było to wszystko jedno, nawet było przyjemniej, bo mógł się bawić ze wszystkiemi dziećmi i był tak, jak wszyscy.
Było pysznie: kąpali się w morzu, zbierali muszelki, robili z piasku warowne zamki, wały i fortece. Jeździli łódką po morzu, konno, zbierali jagody w poblizkim lesie i suszyli grzyby.
Czas tem prędzej upływał, że Maciuś rozpoczął przerwane lekcje, a że jak wiele razy już mówiłem, chętnie się uczył i lubił swego nauczyciela, więc tych trzy godziny lekcji wcale mu nie psuły humoru.
Serdecznie polubił Maciuś Stasia i Helcię. Były to dzieci bardzo dobrze wychowane, nigdy się z nim nie kłóciły, albo tylko bardzo rzadko i na krótko.
Raz pokłócił się z Helcią o grzyb. Był to ogromny prawdziwiec. Maciuś powiedział, że on pierwszy zobaczył, a Helcia, że ona. Maciuś byłby jej nawet odstąpił, bo jeden grzyb, dla króla szczególniej, nie ma wielkiego znaczenia. Ale poco się chwali i mówi nieprawdę?
— Jak zobaczyłem grzyb, krzyknąłem: „oooo — patrzcie“, — i pokazałem palcem. A ty dopiero doleciałaś.
— Ja go zerwałam.
— Bo ty byłaś bliżej, ale ja pierwszy zobaczyłem.
Helcia się rozłościła, rzuciła grzyb i podeptała nogami.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.