tylko podczas wojny tak jest, a tymczasem słyszy że i bez wojny dzieciom chłód i głód często dokucza.
— A czy nie można zrobić — zapytał się Maciuś — żeby wszyscy mieli ładne domki z ogródkami i pożywne jedzenie?
— To bardzo trudne. Myślą dawno ludzie, ale do tej pory nikt jeszcze nie wymyślił.
— A ja czy mogę wymyśleć?
— Możesz, rozumie się, że możesz. Król wiele może zrobić. Naprzykład ostatni król, który grał na skrzypcach, bardzo wiele zbudował szpitali, domów dla dzieci, u niego najwięcej dzieci w lecie wyjeżdża na wieś. Wydał takie prawo, że każde miasto musi zbudować domy, dokąd wysyła słabe dzieci na całe lato.
— A jak jest u mnie?
— Nie, u nas nie wydano jeszcze takiego prawa.
— No to ja je wydam — powiedział Maciuś i tupnął nogą. Mój doktorze kochany, dopomóż mi, bo znów pewnie ministrowie będą mówili, że trudno, że tego–tamtego im brak, a ja przecież nie wiem, czy mówią prawdę czy tylko trajlują.
— Nie Maciusiu, oni mają rację; to nie jest łatwe.
— No dobrze, wiem. Ja chciałem dać czekoladę na drugi dzień, oni obiecali, że dadzą za trzy tygodnie. A dali dopiero po dwóch przeszło miesiącach. Ale w końcu dali.
— No tak, czekoladę łatwiej dać.
— Ale jeżeli królowi ze skrzypcami było łatwo, dlaczego mnie ma być trudno.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.