Ale ministrowie nadspodziewanie łatwo się zgodzili. Ministrowie strasznie się bali, żeby ich Maciuś nie wsadził do więzienia, więc tak sobie obliczyli:
— Jak trzeba będzie coś zrobić, powiemy, że tak chce cały naród, i my nic nie możemy poradzić. My tylko musimy to robić, co nam każe cały naród. A całego narodu już Maciuś do kozy nie wsadzi.
Zaczęły się narady. Ze wszystkich miast i ze wszystkich wsi przyjeżdżali do stolicy najmądrzejsi ludzie. I radzili, radzili całe dnie i całe noce. Bo bardzo trudno było obmyśleć, żeby cały naród mówił, co chce, żeby robić.
W gazetach pisali tak dużo o tym sejmie, że nawet nie było miejsca na obrazki. Ale Maciuś już teraz dobrze czytał, więc obrazki mniej mu były potrzebne.
Osobno znów zbierali się na narady bankierzy, którzy liczyli, ile potrzeba pieniędzy, żeby dla dzieci wybudować domy na wsi i karuzele i huśtawki.
I przyjechało dużo kupców ze wszystkich stron świata, żeby umówić się, jakie potrzebne są zwierzęta, ptaki i węże do zoologicznego ogrodu. Ich narady były najciekawsze, i Maciuś na tych naradach zawsze był obecny.
— Ja mogę sprzedać cztery piękne lwy — mówi jeden.
— Ja mam najdziksze tygrysy — mówi drugi.
— Ja mam śliczne papugi — mówi trzeci.
— Najciekawsze są węże — mówi czwarty. —
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.