Kucharz ustawił srebrne talerze, nalał do butelek najlepsze wina, bo chciał zostać na dworze i po śmierci starego króla.
Więc ministrowie tak sobie jedzą i piją, i już im nawet zrobiło się wesoło; a w sali tymczasem zebrali się doktorzy.
— Ja myślę, — powiedział stary doktór z brodą — że królowi trzeba zrobić operację.
— A ja myślę — powiedział drugi doktór — że królowi trzeba zrobić gorący obiad i żeby płukał gardło.
— I musi brać proszki — powiedział znakomity profesor.
— Napewno krople będą lepsze — powiedział znów inny.
Każdy z doktorów przywiózł grubą książkę i pokazywał, że w jego książce napisane jest inaczej, jak leczyć taką chorobę.
Już było późno, i ministrom bardzo się spać chciało, ale musieli czekać na to, co powiedzą doktorzy. I taki był hałas w całym królewskim pałacu, że mały następca tronu, Maciuś, syn królewski, dwa razy się już obudził.
— Trzeba zobaczyć, co się tam dzieje — pomyślał Maciuś, wstał z łóżka, prędko się ubrał i wyszedł na korytarz.
Stanął przed drzwiami stołowego pokoju, nie żeby chciał podsłuchiwać, ale w królewskim pałacu klamki były tak wysoko, że mały Maciuś nie mógł sam drzwi otworzyć.
— Dobre wino ma król — krzyczał minister finansów. — Napijmy się jeszcze, moi panowie.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.