— Co to jest, że wszystko zrobiło się czerwone. I ci ludożercy czerwoni i wszystko czerwone.
Jak to usłyszał doktór, zaraz skoczył i zaczął machać zrozpaczony rękami, bo wiedział z książek o takiej truciźnie, i napisane było, że na wszystkie choroby afrykańskie są lekarstwa, a na tę niema. I doktór nie miał lekarstwa w swojej apteczce na tę truciznę.
A Maciuś nic nie wie — taki wesół — i mówi:
— O, teraz wszystko zrobiło się niebieskie. Jak ładnie wszystko wygląda.
— Profesorze — krzyknął doktór — przetłomacz pan tym dzikusom, że Maciusia otruli.
Profesor prędko powiedział. Król ludożerców złapał się za głowę, fiknął żałobnego koziołka i wybiegł, jak strzała.
— Masz pij biały przyjacielu — krzyknął, podając Maciusiowi jakiś strasznie gorzki i kwaśny płyn w misce z kości słoniowej.
— Fe, nie chcę — krzyknął Maciuś — och, jak mi zielono przed oczami. I złoty stół zielony i doktór zielony.
Bum–Drum chwycił Maciusia wpół, położył go na stole, włożył mu między zęby strzałę z kości słoniowej i przemocą wlał do ust gorzki trunek.
Maciuś wyrywał się, pluł, ale połknął i był uratowany.
Wprawdzie zaczęły mu latać przed oczami już czarne kółka, które się prędko kręciły. Ale tych czarnych kółek było tylko sześć, a reszta wszystko było jeszcze zielone. I Maciuś nie umarł, tylko trzy dni spał.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.