listów przychodzi w poniedziałki, bo w niedzielę dzieci nie mają szkoły, więc mają dużo czasu, a że króla lubią, więc do niego piszą. Właśnie chciałem prosić, żeby wziąć jeszcze pięciu urzędników, bo ci co są, rady sobie dać nie mogą, ale...
— Wiem, wiem — powiedział Maciuś. — Ale co za pożytek z czytania, kiedy potem te listy idą do śmietnika.
— Listy muszą być czytane, bo jest książka, do której każdy list jest pod numerem wpisany — i jeżeli można go przeczytać, zapisuje się, kto i o czem pisze.
Maciuś chciał się przekonać, czy sekretarz mówi prawdę i zapytał:
— A czy między wczorajszemi listami, które lokaj niósł do śmietnika, była prośba o buty.
— Nie pamiętam, ale zobaczymy.
Dwaj urzędnicy wnieśli ogromną księgę i tam rzeczywiście pod numerem 47000000000 zapisane było imię, nazwisko, adres tego chłopca i w linji: treść listu — zapisane było: prośba o buty do szkoły.
— Jestem urzędnikiem od lat dwudziestu, i w mojej kancelarji zawsze był porządek.
Maciuś był sprawiedliwy. Podał sekretarzowi rękę i powiedział:
— Serdecznie panu dziękuję.
Więc wymyślili taki sposób:
Listy czytane będą tak, jak dotychczas, przez urzędników. Ciekawsze listy wybierane będą dla Maciusia, ale żeby tych listów nie było więcej, jak sto. Listy z prośbami czytane będą osobno i dwóch urzędników będzie sprawdzało, czy tam napisano prawdę.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.