i zalakowane królewską pieczęcią, więc już nic nie mówili, tylko pomruczeli coś pod nosem i poszli sobie.
A Maciuś miał naradę z dziennikarzem, drugą naradę z Felkiem, potem z ministrami. A jeszcze audjencja, a jeszcze podpisanie papierów. A jeszcze przegląd wojsk. Bo to była akurat rocznica bitwy, którą wojsko królewskie wygrało za czasów Witolda Zwycięzcy.
Wieczorem Maciuś był taki zmęczony i blady, że doktór bardzo się zmartwił:
— Trzeba szanować zdrowie — powiedział doktór. Wasza królewska mość dużo pracuje, mało je i mało śpi, wasza królewska mość rośnie i może zachorować na suchoty i będzie pluł krwią.
— Ja już wczoraj plułem krwią — powiedział Maciuś.
Doktór jeszcze bardziej się przestraszył, zbadał Maciusia, ale wyjaśniło się, że to nie suchoty, tylko Maciusiowi wypadł ząb, i dlatego Maciuś pluł krwią.
— Gdzie jest ten ząb? — zapytał się mistrz ceremonji.
— Wyrzuciłem go do kosza z papierami.
Mistrz ceremonji nic nie powiedział, ale pomyślał sobie:
— Ładne nastały czasy. Królewskie zęby wyrzuca się do śmietnika.
Bo w etykiecie dworskiej było powiedziane, że królewskie zęby powinny być oprawiane w złoto i zbierane do skrzynki, wysadzanej brylantami, a skrzynka przechowywała się w skarbcu.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.