wie kłamią, że są wiarołomni, że wierzyć im nie można, więc nie mogą do Maciusia przyjechać.
A nie spodziewali się, że Maciuś im nowego figla spłata.
A Maciuś tymczasem, jak tylko dostał odpowiedź, oświadczył:
— Jadę aeroplanem do króla Bum-Druma, żeby się przekonać, czy on już nie je ludzkiego mięsa.
Napróżno ministrowie odradzali Maciusiowi tak niebezpiecznej podróży. Wiatr może strącić aeroplan, pilot może zabłądzić, może zabraknąć benzyny, coś może się zepsuć w motorze.
Nawet fabrykant, który miał ten aeroplan zrobić i napewno dużo miał zarobić, odradzał Maciusiowi:
— Ja nie mogę zapewnić, że aeroplan przez pięć dni w powietrzu nie będzie miał żadnego uszkodzenia. Aeroplany fruwają zwykle w chłodnych krajach; my nie wiemy jeszcze, czy od gorąca coś się nie zepsuje. Zresztą jakaś śrubka może się złamać, a na pustyni niema mechanika, któryby mógł uszkodzony aeroplan naprawić.
Zresztą aeroplan nie będzie mógł uradzić więcej, niż pilota i Maciusia. A jak się Maciuś porozumie z Bum-Drumem bez profesora, który zna pięćdziesiąt języków.
Maciuś kiwał głową, że tak, że rozumie, że to bardzo trudna, bardzo niebezpieczna podróż, że istotnie może zginąć w piaskach pustyni, że bez profesora bardzo trudno będzie się z Bum-Drumem porozumieć; ale pomimo wszystko postanowił, że pojedzie — i pojedzie.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.