A czy wasza królewska mość jest pewien, że Bum–Drum przestał być ludożercą? Być zjedzonym — to jeszcze nie najgorsze, jeżeli się wie, że cię przynajmniej pochwalą, żeś smaczny. Ale ja z pewnością jestem twardy i łykowaty, przytem bez nóg ważę mniej, i rosół na połamanych żebrach nie byłby wcale pożywny.
Maciuś wydziwić się nie mógł, jak ten milczący człowiek, który prawie nic nie mówił przez całą drogę koleją, nagle zrobił się rozmowny i wesoły.
— A czy wasza królewska mość jest pewien, że to ta sama oaza, bo może znów najedziemy na przeklęte piaski, to może już tu lepiej lądować.
Tak bardzo znów Maciuś nie był pewien, bo z góry wszystko wygląda inaczej, ale lądować nie można, bo napewno spotkaliby zbójców pustyni, albo wpadliby w szpony dzikich zwierząt.
— Może zniżymy lot, żeby się blizko przyjrzeć.
— A no dobrze — powiedział Maciuś.
Frunęli bardzo wysoko, żeby nie było tak gorąco, bo chcieli oszczędzać oliwę. Ale teraz nie mieli potrzeby się obawiać, kiedy zaledwie kilka godzin drogi dzieliło ich od końca podróży.
Aeroplan warknął, szarpnął — i zaczął się opuszczać.
— A to co? — ździwił się Maciuś.
I natychmiast krzyknął:
— W górę, czemprędzej w górę!
Jakiś dziesiątek strzał utkwił w skrzydłach aeroplanu.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.