Potem Maciuś pokazał, że chce zabrać do domu ciało dzielnego pilota.
Bum–Drum zrozumiał.
Kiedy odwinięto nasycone pachnidłami szmaty, Maciuś zobaczył swego towarzysza zmarłego: był teraz zupełnie biały i twardy, jak marmur. Włożono go do hebanowej skrzyni i pokazano Maciusiowi na migi, że może go zabrać.
Do drugiej skrzyni złożono szczątki spalonego aeroplanu. Maciuś pokazał, że tego może nie brać. Ździwiło go bardzo, że Bum–Drum strasznie się ucieszył, jakgdyby spalony aeroplan był czemś nadzwyczajnie ważnem.
No, dobrze; ale najważniejszego Maciuś nie wiedział: czy Bum–Drum jest jeszcze ludożercą czy nie? Nie było innego sposobu, tylko wziąć Bum–Druma ze sobą.
I Maciuś wziął Bum–Druma. I znaną już drogą ruszyła królewska karawana przez pustynię.
I dopiero w swoim gabinecie, w swojej stolicy, zrozumiał Maciuś te wszystkie dziwne rzeczy, których był świadkiem w kraju ludożerców. Profesor, który znał pięćdziesiąt języków, tak wytłomaczył Maciusiowi:
Kiedy jeden z przodków Bum–Druma chciał przestać być ludożercą, i jego otruli, — najstarszy kapłan dziki ogłosił takie stare podanie:
Przyjdzie czas, kiedy ludożercy się zmienią. Będzie tak. Nad wieczorem pokaże się razu pewnego ogromny ptak, który będzie miał żelazne serce, a w jego prawem skrzydle wisieć będzie dziesięć zatrutych strzał. Ten ptak siedem razy okrąży polankę królewskiej stolicy i spadnie. Ten
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.