obok siebie królów, którzy się niebardzo lubią. Sprowadzano wina, owoce, kwiaty z ciepłych krajów. Malowano domy, które były brudne. Poprawiano bruki na ulicach. Maciuś nie spał, nie jadł, tylko pracował.
— Przyszedł do waszej królewskiej mości budowniczy.
— Ogrodnik pragnie się rozmówić z waszą królewską mością.
— Przyszedł minister spraw zagranicznych.
— Przyjechał ambasador żółtego króla.
— Jakichś dwóch panów pragną się widzieć z waszą królewską mością.
— Czegóż oni chcą? — zapytał się zniecierpliwiony już Maciuś, którego trzeci raz odwoływano od obiadu.
— Chcą pomówić o fajerwerkach.
Maciuś zły i głodny idzie do swego gabinetu, bo teraz mało przyjmował Maciuś w sali tronowej. Nie było czasu na ceremonje.
— Czego panowie chcecie? Tylko proszę mówić krótko, bo nie mam czasu.
— Słyszeliśmy, że mają przyjechać dzicy królowie, więc trzeba im pokazać coś takiego, co im się spodoba. Ogród zoologiczny ich nie zajmie, bo dość widzieli u siebie dzikich zwierząt. Na teatrze też się nie znają...
— No dobrze, dobrze — domyślił się Maciuś — więc chcecie urządzić fajerwerki.
— Tak jest.
Na wszystkich rządowych domach ustawią rakiety. W królewskim parku zbudują wysoką wieżę. Dalej: młyn. I taki niby wodospad. I wie-
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.