własny port i własne okręty, toby nam Bum–Drum przysłał złota, ilebyśmy tylko zechcieli.
— Jest na to sposób — wtrącił się minister wojny. — Nie trzeba żałować pieniędzy na armaty, na karabiny, na fortece, toby się i port znalazł. Tak, armaty są ważniejsze od czekolady i lalek.
Maciuś się zaczerwienił. Tak, to prawda, parę nowych fortec bardzoby się przydało. Minister wojny zawsze na posiedzeniach tłomaczył, że powinien dostać dla wojska część złota Bum–Druma. Ale Maciuś tak był zajęty innemi sprawami, że ciągle kazał mu trochę poczekać.
Z ciężkiem sercem zgodził się Maciuś na fajerwerki.
— To trudno. Już później będzie się oszczędzało. A teraz trzeba przecież coś ciekawego pokazać i czarnym królom.
A kiedy późną nocą leżał Maciuś w łóżku, to myślał sobie:
— Może źle zrobiłem, że nie kazałem szpiegowi wysadzić w powietrze i fortecy. Zawsze miałby o jedną fortecę mniej. Jeżeli chce wojny, to niechby była wojna. Ale teraz Maciuś nie byłby już głupi; powiedziałby: zwyciężyłem ciebie, więc musisz mi dać jeden port i dziesięć okrętów.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.