Maciuś był przecież u zagranicznych królów, kiedy go poprosili w gości. Więc wiedział, jak oni robili. Było ładnie, nawet bardzo ładnie. Ale przyjęcie, które Maciuś przygotował dla swoich królewskich przyjaciół, było zupełnie nadzwyczajne. Zresztą przyznali to zgodnie wszyscy królowie. Bo dużo rzeczy było z góry przyszykowanych, a dużo niespodzianek wymyślił Maciuś już podczas pobytu królów. Co dzień co innego: to polowanie, to wycieczka, to przedstawienie w cyrku z tresowanemi zwierzętami, to walki siłaczów.
Pierwsi przyjechali czarni królowie. Ale też było z nimi kłopotów — o rety. Żeby nie poczciwy Bum–Drum, który podjął się pilnować porządku w przeznaczonym dla nich letnim pałacu — nie możnaby dać sobie z nimi wcale rady.
Najgorsze, że o byle co zaczynali się bić. Bili się strasznie dziko. Drapali, gryźli, i nawet ich rozerwać nie można było. To znów objadali się przysmakami, które im gotował królewski kucharz, potem płakali, że ich brzuchy bolą, a jak doktór kazał jeden dzień nie jeść, robili awantury, łamali krzesła i tłukli szyby. To znów się bali różnych rzeczy. Król Lum–Bo tak się przestra-