szył, kiedy zobaczył siebie w lustrze, że trzeba mu było dać krople, żeby się uspokoił. Król Du–Nko, zamiast zejść ze schodów, zjechał na poręczy, spadł i złamał nogę. Król Mup odgryzł lokajowi palec w złości. A ile było guzów, trudno zliczyć. Król Pu–Bu–Ro przywiózł dwadzieścia żon, które wcale nie były zaproszone. Król Dul–Ko–Cyn w wielkiej tajemnicy przywiózł kiełbasę, zrobioną z czterech murzynów. Znów awantura, kiedy mu kiełbasę odebrano. Król Bra–Put wlazł na drzewo i siedział tam pięć godzin, a jak chciano go zdjąć, pluł, kopał i gryzł. Musiano wezwać strażaków, którzy puścili na niego strumień wody, taki silny, że spadł do rozstawionej sieci.
Bum–Drum bardzo się wstydził za swoich ziomków i bał się, że całą uroczystość zepsują. Bo że się biją u siebie w pałacu — to trudno. Ale co będzie, jak im strzeli do głowy urządzić awanturę na galowem przedstawieniu albo podczas galowego obiadu.
— Trzeba wymyślić dla nich jakie kary: albo rózgi albo kozę.
Maciuś długo się opierał, ale widział, że inaczej sobie Bum–Drum z nimi nie poradzi.
W jednym z pokoi królewskiego pałacu było muzeum. Tam były różne narzędzia, któremi karał swoich poddanych Henryk Porywczy. Były tam szydła do wykłówania oczów, kleszcze do wyrywania paznokci i łamania palców, straszne piły do obcinania rąk i nóg, różne żelazne dyscypliny, rzemienie, kije i pałki. Aż włosy stawały na głowie, gdy się na to patrzało. Nie lubił Maciuś muzeum. W głębi ogrodu wykopana była głęboka
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.