potrząsać swemi łukami i dzidami, w które się na to nieszczęsne polowanie uzbroili, że biali królowie wsiedli do samochodów i chcieli zmykać, a Bum–Drum biegał, jak szalony i machał rękami, uspokajając wzburzonych, co mu się wreszcie udało.
Polowanie odbyło się bez przygód. Biali królowie postrzelili nawet dwa dziki, jednego niedźwiedzia — i myśleli, że czarni królowie zrozumieją wreszcie, że i w Europie są niebezpieczne zwierzęta. Ten, który zabił niedźwiedzia, już do końca polowania stał razem z czarnymi, niby jak ich kolega, i na migi chwalił się, że umie strzelać, że jest bardzo ważnym myśliwym. Oglądał ich łuki i strzały i nawet prosił, że chce nocować w letnim pałacu. A na drugi dzień przy śniadaniu opowiadał, że czarni są bardzo mili, że się od nich wiele można nauczyć — i nawet kto wie, czy nie smaczniejsze jest jedzenie, jeżeli się je niesie do ust palcami, a nie ostremi i zimnemi widelcami.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.