— Co to za dziki zwyczaj, skarżyła się, żeby na nogach nosić ubranie.
Potem gniewała ją sukienka.
— Dlaczego u was chłopcy inaczej się ubierają niż dziewczęta? To jest zupełnie dziki zwyczaj. Przez to dziewczynki u was są takie niezgrabne. Ani na drzewo nie można się wdrapać, ani przez płot przeskoczyć. Zawsze nieszczęsna sukienka plącze się i plącze.
— Ależ Klu–Klu — ty chodzisz po drzewach lepiej, niż nasi wiejscy chłopcy, nie mówiąc już o Maciusiu i Stasiu.
— Alboż to drzewa? — śmieje się Klu–Klu. — To są patyki, dobre dla dwuletnich dzieci, a nie takiej jak ja, dorosłej dziewczyny.
Raz podziwiały dzieci, jak zręcznie przeskoczyła wiewiórka z drzewa na drzewo.
— I ja to umiem — powiedziała żywo Klu–Klu. I zanim Maciuś, Staś i Helcia zdążyli się połapać, co ona chce zrobić, Klu–Klu zrzuciła sukienkę i sandałki, skoczyła za wiewiórką — i rozpoczęła się gonitwa. Wiewiórka skacze z gałęzi na gałęź, a Klu–Klu za nią. Wiewiórka hop z drzewa na drzewo, a Klu Klu za nią. Z pięć minut trwała gonitwa, aż wiewiórka zmęczona skoczyła na ziemię, Klu–Klu za nią. Myślały dzieci, że się zabije, ale ona tak zręcznie spadając to chwytała się, to odpychała gałęzie, że spadła na ręce — i trzyma wiewiórkę. Złapała ją za kark tak, że wiewiórka nie mogła jej nawet ugryźć.
— Czy to bardzo trujące zwierzątko, ta wasza małpka północy?
— Ani trochę. U nas tylko żmije są trujące.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/265
Ta strona została uwierzytelniona.