Ale nie tylko w rzucaniu kamieniami i strzelaniu z łuku, w zbieraniu grzybów i orzechów była Klu–Klu pierwsza. Nie mówię już o botanice, zoologji, gieografji i fizyce, w których Klu–Klu była najzdolniejszą uczenicą. Wystarczało jej raz zobaczyć na obrazku jakąś roślinę albo muszkę, żeby ją poznać zawsze na łące lub w lesie. Dowiedziała się, że jakaś roślina rośnie na błocie, hajda do wiejskich chłopaków na zwiady: gdzie tu są błota?
— O, daleko, będzie ze dwie mile.
Daleko może, ale nie dla Klu–Klu. Zakradnie się do kredensu, odłamie pajdę chleba i kawał sera, już jej niema.
I nawet jej nie szukają.
— Oho, Klu–Klu gospodarowała w kredensie. Znów jakaś wyprawa.
Wieczór, noc, niema Klu–Klu.
Nocowała w lesie, a rano wraca i niesie z tryumfem bukiet błotnych kwiatów, a jeszcze i żaby, trytony, jaszczurki, pijawki.
Jej zielnik najbogatszy, jej kolekcja owadów, motyli i kamieni największa. W jej akwarjum rodzi się najwięcej ślimaków i pływa najwięcej rybek.