się z całego państwa, żeby radzić, jak rządzić: żeby wszystkim było dobrze i wesoło, jak poznał po ubraniu dzieci wiejskie, z któremi tak niedawno dobrze się bawił, to nowa energja napłynęła w Maciusia i — powiedział bardzo ładną mowę:
— Jesteście posłami — mówił Maciuś. — Do tej pory byłem sam. Chciałem tak rządzić, żeby wam było dobrze. Ale bardzo trudno zgadnąć jednemu, co każdemu potrzeba. Wam jest łatwiej. Jedni wiedzą co potrzebne w miastach, inni wiedzą, co potrzebne na wsi. Młodsi wiedzą, co potrzebne malcom, inni, co potrzebne starszym dzieciom. Myślę, że kiedyś dzieci z całego świata zjadą się tak, jak niedawno zjechali się królowie — i że białe, czarne i żółte dzieci powiedzą, — każdy, co potrzebne. Naprzykład łyżwy niepotrzebne są czarnym dzieciom, bo u nich niema ślizgawki. Już robotnicy — mówił Maciuś — mają swój czerwony sztandar. Może dzieci wybiorą sobie zielony sztandar, bo dzieci lubią las, a las jest zielony…
I tak długo — długo mówił Maciuś, a posłowie słuchali. I jemu było przyjemnie.
Potem wstał dziennikarz i powiedział, że wychodzi co dzień gazeta dla dzieci, żeby mogły czytać ciekawe nowiny, i jak ktoś chce coś, może napisać. I zapytał się, czy im było dobrze na wsi.
I tu zaczął się taki hałas, że niewiadomo było, co kto mówi. Na salę weszła policja, przywołana przez Felka. Trochę się uciszyło.
Felek powiedział, że kto będzie hałasował, że go się za drzwi wyrzuci, żeby każdy mówił po kolei.
Pierwszy zaczął mówić jeden chłopak w wytartej marynarce i bez butów:
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.