A pójdziemy na skargę do króla. A powiemy naszym posłom“. I nauczyciele nie wiedzą, co mają robić. A starsi wcale już się nie chcą słuchać. „Te smyki będą rządzić, a my mamy kuć, niema głupich. Jak nie mamy swoich posłów, możemy i szkół nie mieć“. Dawniej mali bili się z małymi, a teraz starsi dokuczają małym i drażnią ich: „idź, poskarż się przed swoim posłem“. I ciągną ich za uszy i biją. Nauczyciele mówią, że jeszcze dwa tygodnie będą czekali, ale jak się nie uspokoi, nie chcą być więcej nauczycielami. Już i tak paru odeszło. Jeden założył sobie budkę z wodą sodową, a drugi założył fabrykę guzików.
— Wogóle dorośli są bardzo niezadowoleni, powiedział minister spraw wewnętrznych. Wczoraj jeden pan w cukierni mówił, że dzieciom przewróciło się w głowach, że zdaje im się, że mogą robić, co chcą — i że tak hałasują, że można zwarjować. Skaczą po kanapach, w pokoju grają w piłkę, włóczą się bez pozwolenia po ulicach i tak strasznie drą ubrania, te niedługo chodzić będą chyba tak, jak murzyni. Ten pan mówił jeszcze inne rzeczy, ale tego nie mogę powtórzyć. Kazałem go aresztować, i ma teraz sprawę o obrazę króla, czyli majestatu.
— Już wiem, co zrobię — powiedział Maciuś. — Tak zrobię: niech wszyscy, którzy się uczą, będą urzędnikami. Oni tak samo piszą, rachują, pracują i chodzą do szkoły, jak urzędnicy chodzą do biur i tam pracują. Więc za ich pracę należy się zapłata. Będziemy im płacili. Wszystko nam jedno, czy dajemy czekoladę, łyżwy i lalki, czy pieniądze.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.