A dzieci będą wiedziały, że muszą robić, co do nich należy, bo inaczej nie dostaną pensji.
— Można sprobować, — zgodzili się ministrowie.
Maciuś zupełnie zapomniał, że teraz on już nie rządzi, tylko parlament, więc kazał napisać takie ogłoszenie i rozwiesić na rogach ulic.
A tu od samego rana wpada dziennikarz, taki zły, i mówi:
— Jeżeli wasza królewska mość będzie wszystkie ważne wiadomości rozlepiał, poco jest gazeta.
A za nim Felek:
— Jeżeli wasza królewska mość sam wydaje nowe prawa, od czego są posłowie?
— Tak, — przyznał dziennikarz. Baron fon Rauch ma rację. Król może tylko powiedzieć, że tak chce zrobić, ale dopiero posłowie powiedzą, że pozwalają tak zrobić. A może oni wymyślą coś lepszego?
Widzi Maciuś, że się pośpieszył niepotrzebnie. Co to będzie teraz?
— Niech wasza królewska mość zatelefonuje, żeby tymczasem wydawali dalej czekoladę, bo może być rewolucja. A dziś jeszcze omówimy tę sprawę na posiedzeniu z posłami.
Złe miał Maciuś przeczucia — i stało się naprawdę coś bardzo złego. Bo naprzód postanowili, żeby całą sprawę oddać na naradę komisji. Ale Maciuś się nie zgodził.
— Jak komisja ma coś zrobić, trzeba długo czekać. A nauczyciele powiedzieli, że tylko dwa tygodnie będą czekali, a jak nie, to sobie pójdą i koniec.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/299
Ta strona została uwierzytelniona.