Nie można wcale opisać, co się działo w państwie Maciusia, kiedy się ludzie dowiedzieli o postanowieniu sejmu dziecięcego.
— Co to za nowe porządki — złościli się jedni. — Dlaczego mają rozkazywać? My mamy swój sejm i my się możemy nie zgodzić. Niech ich sejm postanawia, co mają robić dzieci; a nie mają prawa mówić, co my mamy robić.
— No dobrze, my będziemy chodzili do szkoły, a kto będzie pracował? — pytali się drudzy.
— A niech sobie dzieci robią teraz wszystko, kiedy tak rozporządziły. Zobaczą, że nie tak łatwo, jak im się zdaje.
— Zobaczymy — tłomaczyli spokojniejsi. — Może nawet dobrze się stało. Jak dzieci przekonają się, że nie umieją, że bez nas nic nie potrafią, to będą nas więcej szanowały.
I bezrobotni nawet się cieszyli.
— Ten Maciuś, mądry król. Myśmy już chcieli robić rewolucję, a on tak wymyślił, że jest dobrze. Od tego kopania i noszenia cegieł bolą nas kości; a tak będziemy sobie siedzieli wygodnie na ławkach, i jeszcze nauczymy się ciekawych rzeczy. A ile nam będą płacili?