Siedzi Maciuś w gabinecie i czyta gazetę, w której dokładnie opisane jest wszystko, jak ten pierwszy dzień przeszedł. Gazeta przyznawała, że jeszcze niema wielkiego porządku, że telefony bardzo źle działają, że listy na poczcie jeszcze nie są ułożone jak potrzeba, że wczoraj jeden pociąg się wykoleił, ale ile osób jest rannych, niewiadomo, bo telegrafy się poplątały. Ale trudno, dzieci jeszcze się nie przyzwyczaiły. Każda reforma wymaga czasu. Żadna reforma nie odbyła się bez znacznych wstrząśnień w życiu gospodarczem kraju.
Zresztą, komisja pracuje nad tem, żeby dokładnie opracować prawo o szkołach, żeby nauczyciele i dzieci i rodzice, żeby wszyscy byli zadowoleni.
Aż tu nagle wpada Klu–Klu uradowana, klaszcze w ręce, podskakuje do góry:
— Nowina, zgadnij co się stało?
— Co takiego? — pyta się Maciuś.
— Tysiąc czarnych dzieci przyjechało.
Maciuś zapomniał nawet, że w swoim czasie posłał telegrafem bez drutu do króla Bum–Druma zaproszenie dla stu dzieci, ale w drodze papuga czy coś, stuknęła dziobem czy czemś, i dopisało się jeszcze