jedno zero, i wyszło, że Maciuś nie sto, ale tysiąc dzieci zaprasza.
Stropił się Maciuś, ale Klu–Klu była uszczęśliwiona.
— To jeszcze lepiej. Jeżeli więcej dzieci odrazu nauczy się, będzie można zrobić porządek odrazu w całej Afryce.
I Klu–Klu wzięła się nie na żarty do roboty. Ustawiła wszystkie dzieci w parku. Te które znała i wiedziała, że są porządne, zrobiła setnikami, to znaczy, że każde z nich brało pod opiekę sto. A te znowu wybierały po dziesięciu dziesiętników. Każdy dziesiętnik dostał jeden pokój w letnim pałacu, a setnicy mieszkali w zimowym pałacu Maciusia. Klu–Klu wszystko powiedziała setnikom, co w Europie robić wolno, a co nie. Setnicy zaraz to samo powtórzyli dziesiętnikom, a ci znowu swoim dziesiątkom.
Tak samo będą się uczyć.
— Ale jak oni będą spali?
— Tymczasem mogą spać na podłodze. Przecież są jeszcze dzicy, i im wszystko jedno.
— A co będą jedli? — pyta się Maciuś. Przecież kucharze chodzą do szkoły.
— Tymczasem mogą jeść surowe mięso. Przecież są jeszcze dzicy, i im wszystko jedno.
Klu–Klu nie lubiła tracić czasu, i zaraz po obiedzie miała pierwszą lekcję. A tak zrozumiale tłomaczyła, że po czterech godzinach już trochę wiedzieli i zaczęli uczyć dziesiętników.
I byłoby wszystko dobrze. Ale wpada znów konny posłaniec, że dzieci otworzyły przez nieostrożność klatkę z wilkami w zoologicznym ogro-
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.