— Dlaczego pan nie napisał w gazecie, że nasze fortece wysadzone w powietrze?
— O tem powinien był donieść minister wojny. Naród o takich rzeczach nie powinien wiedzieć, to jest tajemnica wojskowa.
— A dlaczego pan się tak wypytywał o pożar w lasach zagranicznego króla?
— Dziennikarz musi się o wszystko pytać, bo z tego, co wie, wybiera potem wiadomości do gazety. Gazetę moją wasza królewska mość czytał codziennie. Czy źle w niej pisało?
— O, bardzo dobrze, aż za dobrze — boleśnie roześmiał się Maciuś.
Dziennikarz spojrzał Maciusiowi prosto w oczy i zapytał:
— Czy wasza królewska mość i teraz jeszcze nazwie mnie szpiegiem?
— Ja cię nazwę — krzyknął nagle Felek, zrywając się z kanapy.
Dziennikarz zbladł, z wściekłością spojrzał na Felka, i zanim obaj chłopcy mogli się opamiętać, już stał we drzwiach.
— Zobaczymy się niezadługo znów, smarkacze! — zawołał i zbiegł szybko po schodach.
Przed domem niewiadomo skąd się wziął samochód. Dziennikarz coś powiedział szoferowi.
— Trzymaj, łapaj! — krzyczał Felek przez okno, które z rozmachem otworzył.
Ale było zapóźno: samochód znikł na rogu. Zresztą kto go miał zatrzymać? Tylko przed domem zebrało się trochę gapiów i dzieci, i patrzyli, co to za hałas.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.