Zrzucił buty, elegancki tużurek z orderem. Na biurku stała flaszka z tuszem drukarskim. Felek zasmarował spodnie, ręce, trochę twarz — i na bosaka puścił się kłusem zwoływać ministrów. A Maciuś szybko pobiegł w stronę pałacu królewskiego, bo przed posiedzeniem ministrów chciał się jeszcze rozmówić ze smutnym królem.
— Gdzie ten pan, który rano ze mną rozmawiał? — pyta się zdyszany, ledwo mu Klu–Klu drzwi otworzyła.
— Ten pan wyszedł i zostawił list na biurku.
Wpada Maciuś do gabinetu, bo miał złe przeczucie, łapie list, a tam jest tak napisane:
„Drogi, kochany Maciusiu. Stało się to, czego się najbardziej obawiałem. Muszę cię opuścić. Drogi Maciusiu, gdybym nie znał ciebie, zaproponowałbym ci, abyś wspólnie ze mną wyjechał do mojego kraju, ale wiem, że się nie zgodzisz. Jadę północną szosą, gdybyś chciał, mógłbyś mnie dogonić konno w dwie godziny. Zatrzymam się w karczmie, zaczekam. Może. Jeżeli nie, pamiętaj, że jestem twoim przyjacielem. Ufaj mi nawet wtedy, kiedy będziesz sądził, że cię zdradziłem. Cokolwiek zrobię, to dla twego dobra. Błagam cię o jedno: to musi być tajemnica. Nikt ale to nikt nie może o tem wiedzieć. List spal koniecznie. Natychmiast go spal. Żal mi ciebie, biedne dziecko, sieroto samotny, bardzobym chciał oszczędzić ci choć część nieszczęść, które ciebie czekają. Może jednak pojedziesz ze mną? List ten spal koniecznie“.
Maciuś szybko przeczytał list, zapalił świecę, przytknął koniec papieru. Papier zaczął się tlić, buchnął płomieniem, zwijał się w trąbkę: zczerniał.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/324
Ta strona została uwierzytelniona.