Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/335

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panowie, możecie nie robić tego, co ja proponuję, ale się nie gniewajcie. Oto moja rada: posłać do nieprzyjaciela notę, że wojny nie chcemy, żeby powiedział wyraźnie, o co mu chodzi. Ja myślę, że on chce tylko dostać kontrybucję. Zaraz wam wytłomaczę. Po co ustąpił nam bez wojny jeden port i sprzedał tanio dziesięć okrętów? Bo chciał, żeby Bum–Drum przysłał złoto. Pieniędzy mamy dużo. Co nam szkodzi oddać mu połowę?
Maciuś milczał. Zacisnął pięści i milczał.
— Panie prezesie ministrów — powiedział minister finansów. — Ja myślę, że on się nie zgodzi. Dlaczego ma brać połowę złota, kiedy może wziąć wszystko? Dlaczego ma przerywać wojnę, kiedy chce zwyciężyć. Panie ministrze wojny, pan ma głos.
Maciuś zacisnął pięści tak, że mu aż paznokcie weszły w ciało. Czekał.
— Ja myślę, że notę trzeba wydać — powiedział minister wojny. — Jeżeli odpowie, potem my odpowiemy, ja się na tem nie znam. Ale wiem, że to trwa kilka dni, parę dni, niechby jeden dzień. A tu każda godzina jest droga. My tymczasem naprawimy sto, niechby pięćdziesiąt armat i parę tysięcy karabinów.
— A jeśli się zgodzi wziąć połowę złota i wojnę przerwie, — zapytał Maciuś cichym i bardzo przyjemnym, jakimś dziwnym nieswoim głosem.
Zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli na ministra wojny, który zbladł, zaczerwienił się, zbladł znowu i szybko powiedział:
— To się zgodzić.
I dodał jeszcze: