boko się zamyślił. Poczem powoli i z pewnem wahaniem zapytał:
— Czy w ogrodzie królewskim są wiśnie?
Zdziwiło Maciusia to pytanie, ale że miał do Felka duże zaufanie, więc wyznał, że są wiśnie i gruszki i obiecał, że będzie przez kratę podawał je Felkowi, ile ten tylko zapragnie.
— Więc dobrze: widywać się często nie możemy, bo mogą nas wyśledzić. Będziemy udawali, że się zupełnie nie znamy. Będziemy pisywali listy. Listy te kłaść będziemy na parkanie (obok listu mogą leźeć wiśnie). Jak już ta tajna korespondencja będzie leżała, Wasza królewska Mość gwizdnie — i ja wszystko zabiorę.
— A jak ty mi odpiszesz, ty gwizdniesz, ucieszył się Maciuś.
— Na króla się nie gwiżdże, — powiedział Felek porywczo. Ja mogę dać hasło kukułki. Stanę sobie zdaleka i będę kukał.
— Dobrze, — zgodził się Maciuś. — A kiedy znów przyjdziesz?
Felek długo coś ważył w sobie, wreszcie odpowiedział:
— Ja tu przychodzić bez pozwolenia nie mogę. Mój ojciec jest plutonowym i ma bardzo dobry wzrok. Ojciec mi nie pozwala zbliżać się nawet bardzo do parkanu królewskiego ogrodu i wiele razy mi zapowiadał: „Felek, uprzedzam cię — żeby ci kiedy nie strzeliło do głowy wybrać się na wiśnie do królewskiego ogrodu — bo pamiętaj: jak ci jestem rodzonym ojcem, że gdyby cię tam przyłapano, skórę z ciebie zedrę, żywego z rąk nie puszczę“.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.